Był
sobie taki pomysł. Powstał jakieś trzy lata temu w mojej głowie.
Chcę przejechać na rowerze krótki odcinek szlaku rowerowego
pomiędzy Szczawnicą a Czerwonym Klasztorem na Słowacji. Ale wciąż
się nie składało. Bo za daleko, bo bez sensu, bo pogoda nie ta.
Gdy decyzja została w końcu podjęta, okazało się, że jest
więcej osób, które razem ze mną chciałoby zrealizować ten
dziwny pomysł. Czemu z pozoru dziwny? Bo z Płocka do Szczawnicy
jest niemalże 500 km. Trzeba jeszcze wrócić, wycieczka ze względu
na ograniczenia czasowe mogła odbyć się tylko w weekend a sam
szlak ma jedynie paręnaście kilometrów. Ale powiadam Wam, warto.
Nasza ekipa
składająca się z dziewięciu osób podzieliła się na dwie
części. I tak jeden samochód w piątek a drugi dopiero po 10 rano
w sobotę wyruszył do Szczawnicy. Dzięki pełnemu obładowaniu
naszych pojazdów koszty transportu okazały się naprawdę
niewielkie. Rowery zaś wypożyczyliśmy na dobę na miejscu -
za jedyne 25 zł. Sprzęt nowy, rowery trekkingowe, całkiem niezłe.
Choć z jednym z nich mieliśmy spore problemy na trasie, w postaci
poluzowanych szprych w kole. Jednak czterech facetów w składzie
wycieczki i problem udało się ogarnąć.
Trasa już na etapie
wstępnego planowania została przedłużona do 54 km i nabrała
trochę bardziej górskiego charakteru. Po sobocie spędzonej na
górskich wycieczkach w różnych wariantach, w niedzielę o 7 rano
wszyscy dzielnie zameldowali się z rowerami na podwórku przed
naszym pensjonatem.
Nie mogłabym tu nie
wspomnieć o niemalże najważniejszym punkcie naszej wyprawy -
porannej jajecznicy. Kto ma ją robić, przede wszystkim z czym ma
być, kto będzie zmywał, jak będzie wyglądał aneks kuchenny -
temat był zaciekle dyskutowany przez całą grupę już dwa tygodnie
przed wyjazdem. Tak więc po posiłku odbytym jeszcze w czasie zmroku
nasza jajeszczawnicowa ekipa ruszyła na trasę.
Odcinek
Szczawnica - Czerwony Klasztor jest piękny. Cały wiedzie po
wydzielonej trasie rowerowej asfaltowej oraz szutrowej. Trasa biegnie
na całej długości wzdłuż Dunajca, wśród niezwykle kolorowych w
tym czasie szczytów Pienin. Bardzo pomogła tu pogoda - jakby na
specjalne zamówienie - żeby w końcu się udało.
Odpoczynek w
słowackim klasztorze i dalej ruszamy już asfaltem. Czasem po
zwykłych drogach, czasem ścieżkami rowerowymi robimy pętlę wokół
Zalewu Czorsztyńskiego, przez Niedzicę, Czorsztyn, Krościenko nad
Dunajcem. Tu robi się już trochę ciężej. Parę podjazdów w tym
dwa naprawdę spore powodują, że odpoczynki robimy nieco częściej.
I
dobrze. Jest czas na zdjęcia, a jest co fotografować. Cudnie
położony zamek w Niedzicy, widok z zapory na zalewie, ruiny zamku w
Czorsztynie w oddali. Pogoda sprawiła także, że widoczne było
całe pasmo Tatr. Ja z uporem maniaka rzucałam się na każdą
owieczkę pasącą się na łące.
Gdy zmęczenie
podjazdami dawało się już we znaki zdarzyło się coś co chyba
wszystkim dodało nieco sił. Owieczki w wersji multi. Wpakowaliśmy
się w sam środek jesiennego redyku, który właśnie odbywał się
w tamtych rejonach. Całą drogę zalały zwierzęta, owce wokół
nas, owce wokół samochodów, owce schodzące z hal. Bacowie ze
swymi stadami chętnie pozowali do zdjęć, wydając się nawet
szczęśliwymi z takiego zainteresowania. Czy jest coś co może dać
bardziej poczuć górski klimat od owieczki pasącej się na hali na
tle gór? Tak. Całe miliony owiec w pięknych jesiennych Pieninach.
Końcowy
etap to zaplanowana wcześniej wizyta w Krościenku na lodach własnej
produkcji, u pana, który jak plotka donosi robi je od 100 lat. I
rzeczywiście nadal tam był, a lody przepyszne. Zaginął nam tylko
jeden członek ekipy, który chcąc nosić miano pierwszego na mecie,
w imię honorowego zwycięstwa w rajdzie lodów się wyrzekł :-D.
Choć
byłam w Pieninach właściwie niecałą dobę powstało wrażenie
jakby trwało to przynajmniej tydzień. Wcześniejsze długie
rozmowy na facebookowej grupie z tymi pozytywnie zakręconymi ludźmi,
powyjazdowa wymiana wrażeń i miliona zdjęć, które każdy z nas
zrobił sprawiły, że tą krótką wycieczką mogliśmy pożyć o
wiele, wiele dłużej.
Zachęcam
do wyjazdu do Szczawnicy praktycznie każdego. Odcinek do Czerwonego
Klasztoru to szlak typowo rodzinny w przepięknej scenerii. Spora
liczba wypożyczalni rowerowych na miejscu plus bogata oferta
noclegowa na pewno ułatwiają planowanie tego typu formy aktywnego
wypoczynku