niedziela, 29 października 2017

Pieniny na rowerze


Był sobie taki pomysł. Powstał jakieś trzy lata temu w mojej głowie. Chcę przejechać na rowerze krótki odcinek szlaku rowerowego pomiędzy Szczawnicą a Czerwonym Klasztorem na Słowacji. Ale wciąż się nie składało. Bo za daleko, bo bez sensu, bo pogoda nie ta. Gdy decyzja została w końcu podjęta, okazało się, że jest więcej osób, które razem ze mną chciałoby zrealizować ten dziwny pomysł. Czemu z pozoru dziwny? Bo z Płocka do Szczawnicy jest niemalże 500 km. Trzeba jeszcze wrócić, wycieczka ze względu na ograniczenia czasowe mogła odbyć się tylko w weekend a sam szlak ma jedynie paręnaście kilometrów. Ale powiadam Wam, warto.





Nasza ekipa składająca się z dziewięciu osób podzieliła się na dwie części. I tak jeden samochód w piątek a drugi dopiero po 10 rano w sobotę wyruszył do Szczawnicy. Dzięki pełnemu obładowaniu naszych pojazdów koszty transportu okazały się naprawdę niewielkie. Rowery zaś wypożyczyliśmy na dobę na miejscu - za jedyne 25 zł. Sprzęt nowy, rowery trekkingowe, całkiem niezłe. Choć z jednym z nich mieliśmy spore problemy na trasie, w postaci poluzowanych szprych w kole. Jednak czterech facetów w składzie wycieczki i problem udało się ogarnąć.



Trasa już na etapie wstępnego planowania została przedłużona do 54 km i nabrała trochę bardziej górskiego charakteru. Po sobocie spędzonej na górskich wycieczkach w różnych wariantach, w niedzielę o 7 rano wszyscy dzielnie zameldowali się z rowerami na podwórku przed naszym pensjonatem.



Nie mogłabym tu nie wspomnieć o niemalże najważniejszym punkcie naszej wyprawy - porannej jajecznicy. Kto ma ją robić, przede wszystkim z czym ma być, kto będzie zmywał, jak będzie wyglądał aneks kuchenny - temat był zaciekle dyskutowany przez całą grupę już dwa tygodnie przed wyjazdem. Tak więc po posiłku odbytym jeszcze w czasie zmroku nasza jajeszczawnicowa ekipa ruszyła na trasę.


Godzina wczesna bo trzeba jeszcze wrócić tego dnia do Płocka. Skład dość zróżnicowany, od zaprawionych rowerzystów po osoby praktycznie wcale nie jeżdżące, a cel był taki by jednak trasę pokonali wszyscy, w w miarę zwartej i przede wszystkim zadowolonej grupie :-).
Odcinek Szczawnica - Czerwony Klasztor jest piękny. Cały wiedzie po wydzielonej trasie rowerowej asfaltowej oraz szutrowej. Trasa biegnie na całej długości wzdłuż Dunajca, wśród niezwykle kolorowych w tym czasie szczytów Pienin. Bardzo pomogła tu pogoda - jakby na specjalne zamówienie - żeby w końcu się udało.


Odpoczynek w słowackim klasztorze i dalej ruszamy już asfaltem. Czasem po zwykłych drogach, czasem ścieżkami rowerowymi robimy pętlę wokół Zalewu Czorsztyńskiego, przez Niedzicę, Czorsztyn, Krościenko nad Dunajcem. Tu robi się już trochę ciężej. Parę podjazdów w tym dwa naprawdę spore powodują, że odpoczynki robimy nieco częściej.
I dobrze. Jest czas na zdjęcia, a jest co fotografować. Cudnie położony zamek w Niedzicy, widok z zapory na zalewie, ruiny zamku w Czorsztynie w oddali. Pogoda sprawiła także, że widoczne było całe pasmo Tatr. Ja z uporem maniaka rzucałam się na każdą owieczkę pasącą się na łące.





Gdy zmęczenie podjazdami dawało się już we znaki zdarzyło się coś co chyba wszystkim dodało nieco sił. Owieczki w wersji multi. Wpakowaliśmy się w sam środek jesiennego redyku, który właśnie odbywał się w tamtych rejonach. Całą drogę zalały zwierzęta, owce wokół nas, owce wokół samochodów, owce schodzące z hal. Bacowie ze swymi stadami chętnie pozowali do zdjęć, wydając się nawet szczęśliwymi z takiego zainteresowania. Czy jest coś co może dać bardziej poczuć górski klimat od owieczki pasącej się na hali na tle gór? Tak. Całe miliony owiec w pięknych jesiennych Pieninach. 
 



Końcowy etap to zaplanowana wcześniej wizyta w Krościenku na lodach własnej produkcji, u pana, który jak plotka donosi robi je od 100 lat. I rzeczywiście nadal tam był, a lody przepyszne. Zaginął nam tylko jeden członek ekipy, który chcąc nosić miano pierwszego na mecie, w imię honorowego zwycięstwa w rajdzie lodów się wyrzekł :-D.




Parę kilometrów później docieramy z powrotem do Szczawnicy.


Choć byłam w Pieninach właściwie niecałą dobę powstało wrażenie jakby trwało to przynajmniej tydzień. Wcześniejsze długie rozmowy na facebookowej grupie z tymi pozytywnie zakręconymi ludźmi, powyjazdowa wymiana wrażeń i miliona zdjęć, które każdy z nas zrobił sprawiły, że tą krótką wycieczką mogliśmy pożyć o wiele, wiele dłużej. 
Zachęcam do wyjazdu do Szczawnicy praktycznie każdego. Odcinek do Czerwonego Klasztoru to szlak typowo rodzinny w przepięknej scenerii. Spora liczba wypożyczalni rowerowych na miejscu plus bogata oferta noclegowa na pewno ułatwiają planowanie tego typu formy aktywnego wypoczynku

poniedziałek, 23 października 2017

Termirenator - początki

A tak serio – żaden ze mnie Termirenator. Od dziecka zbyt ambitna, od zawsze pełna energii – taka się urodziłam. Na co dzień kobieta pracująca zawodowo, matka trójki dzieci, piorąca, prasująca i sprzątająca. Uwielbiam sport, podróże, fotografię a przede wszystkim pasjonuje mnie życie.
Ale nie zawsze tak było. Mocno poturbowana psychicznie po nieudanym związku, po ciężkiej chorobie i paromiesięcznym pobycie w szpitalu, z ciałem i fizycznością typowego kanapowca parę lat temu od nowa stawiałam swoje pierwsze kroki. Życia uczyłam się od nowa :-).
Pierwsze radości w postaci przejechania 13 kilometrów po lesie na rowerze, pierwszy kupiony strój do fitness. To na prawdę było nie dawno. Pierwsze samotne podróże i próby pozbycia się wyrzutów sumienia, że jednak nie cała w tym momencie poświęcam się dzieciom, że może nie powinnam, że przecież mi już nie wolno.
Teraz to dla mnie oczywiste, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci. A jak się naprawdę chce to wszystko da się pogodzić. A więc żyjemy pełnią życia, podróżujemy, czasem z dziećmi, czasem sama, czasem wśród wspaniałych ludzi. Sport stał się sposobem na życie, fotografia zatrzymaniem wspaniałych chwil, znajomi i przyjaciele najlepszym wsparciem i motorem do działania a w mojej głowie wciąż milion pomysłów do zrealizowania.
Zapraszam na blog gdzie będę się dzielić z Wami moimi nowymi, dziwnymi pomysłami, relacjami, czasem mam nadzieję inspiracjami by spróbować nowych , pasjonujących rzeczy.